Andrzej Pilipiuk
Arthur C. Clarke
Barbara Erskine
Booth Tarkington
Brian Herbert
Dolores Cannon
Eckhart Tolle
Frank Herbert
Gentry Lee
Henry David Thoreau
Henry De Vere Stacpoole
Irving Stone
Isaac Asimov
Joseph Murphy
Kerstin Gier
Kevin J. Anderson
Kuki Gallmann
Leander Kahney
Marie Corelli
Maurycy Maeterlinck
Melchior Wańkowicz
Mingmei Yip
Neale Donald Walsch
Neil Gaiman
Richard Stallman
Robert Ludlum
Stephen King
Stephen R Donaldson
Steve Wozniak
Virginia Woolf
William Wharton
Zbigniew Nienacki
“Heretycy Diuny“ - zakończenie
Niedawno nastąpiła wiekopomna chwila i... zakończyłem tom piąty sagi o Diunie Franka Herberta („Heretycy Diuny”). Jako że wcześniej podzieliłem się już kilkoma spostrzeżeniami nt. tej konkretnej części – dziś wrażenia dot. samego zakończenia.
Uwaga: oczywiście będzie to kolejny tekst spoilerowy.
Słowo-klucz: zawód
Po zakończeniu piątego tomu mam wrażenie, jakoby został on beznamiętnie i nagle „urwany” - a zakończenie dopisane „na siłę”, aby jakoś owe nagłe zamknięcie tomu usprawiedliwić. Bez wątpienia tego rodzaju odczucia kojarzą Mi się z niektórymi serialami telewizyjnymi, gdzie podobny syndrom miał miejsce: seria kończy się nagle, „ni stąd ni zowąd” – a zakończenie wydaje się wydumane, „napisane na kolanie” i raczej na siłę, aby to wszystko miało jakiś „przyszywany sens”.
W przypadku „Heretyków Diuny” był to jednak szerszy zawód: koniec tomu zamknął bowiem brutalnie kilka bardzo interesująco zapowiadających się wątków. Mam tu na myśli konkretnie trzy osoby: Sheeanę, Milesa Tega oraz Duncana Idaho – każda z tych postaci jest – na skalę Diuny – „wyjątkowo wyjątkowa”. Sheeana – nie wiadomo skąd – ma moc rozkazywania czerwiom, Miles Teg pod wpływem zadawanych mu tortur odkrywa w sobie spontanicznie ponadludzkie siły, których teoretycznie nie miał prawa posiadać (zawrotna prędkość, „podwójne” jasnowidzące widzenie – plus przesłanki, iż jest tego więcej), wreszcie Duncan Idaho – który jest pierwszym gholą posiadającym pamięć wszystkich poprzednich egzemplarzy siebie, plus w dodatku z jakiegoś powodu jest również jedynym mężczyzną potrafiącym oprzeć się Czcigodnym Macierzom w łóżku :) .
Wszystkie powyższe przypadki były dla Mnie niezmiernie interesujące i wielce intrygujące zarazem – uważam, iż zamykając ten tom, ich temat został praktycznie tylko zarysowany, pozostawiając Mnie porządnie nienasyconym. Jedyną – i na szczęście wystarczającą rekompensatą tego niezaspokojenia jest fakt, iż piąty tom zaabsorbował Mnie o wiele bardziej, niż jego poprzednik – stanowił świetną lekturę, wciągającą, znacznie bardziej pełną akcji niż „Bóg Imperator Diuny” (tom czwarty), a w dodatku zawierającą w sobie kilka „epickich” scen, którym udało się zrobić na Mnie „Efekt ‘Wow’”.
Być może wymienione przeze Mnie wątki Sheeany, Tega i Duncana zostaną jeszcze porządnie zeksplorowane w kolejnym tomie sagi – w przeciwnym wypadku byłaby to w Moim odczuciu wielka strata i czernią ziejąca pustka w fabule.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz