Audycja Molium - Myśli inspirowane literaturą.

rozwój duchowy • metafizyka • filozofia • s.f. • IT • i inne...

Dziesięć ksiąg niewiernego Tomasza ;)

Mapa Krainy (źródło: http://theland.antgear.com) - kliknij, by powiększyć…
Przeprowadzając research nt. jednego z najnowszych artykułów natrafiłem na łamach Katedry (serwis literacki dedykowany prozie fantastycznej) na recenzję pierwszych tomów "Kronik Thomasa Covenanta Niedowiarka" ("The Chronicles of Thomas Covenant, the Unbeliever") - trylogii otwierającej większy, dziesięciotomowy cykl, autorstwa Stephena R. Donaldsona. Jako że Katedra coraz częściej kojarzy Mi się z rzetelnymi recenzjami, zaciekawiony począłem zapoznawać się ze streszczeniem fabuły. Ku Mojemu zaskoczeniu już na bazie tego zwięzłego zarysu widać, iż powieść okazuje się zaiste intrygującym konceptem.

Pierwsze co zwróciło Mą uwagę w szczególności, to sposób w jaki główny bohater - Thomas Covenant - trafia do innego świata (innego wymiaru? magicznej krainy?): czytamy, iż przenosi się tam tuż po potrąceniu przez samochód - aby następnie zostać cudownie uleczonym oraz uznanym za właśnie przybyłego wybawiciela. Brzmi znajomo - Moim pierwszym skojarzeniem była Dorotka z Kansas i jej "niefortunne" lądowanie w innej Krainie (Oz), podczas którego (nieintencjonalnie) zabiła Złą Czarownicę ze Wschodu, zaskarbiając sobie tym samym (prawdopodobnie dozgonną) wdzięczność oraz przychylność mieszkańców.

 

Nie będę drugą Dorotką/Alicją - czyli 'Nic na wiarę'

O ile Dorotka jednakowoż śmiało eksplorowała nowy świat (podobnie jak jej koleżanka Alicja - Krainę Czarów), o tyle główny bohater "Kronik..." prezentuje skrajnie odmienną, zaskakującą postawę: "przeniesiony do innej rzeczywistości (...) nie może i nie chce uwierzyć w jej realność". Sytuacja przypomina więc bardziej realistyczne podejście, niż już na starcie odizolowane od realizmu koncepcje Lymana Franka Bauma i Lewisa Carrolla: główny bohater jest rodzajem "niewiernego Tomasza" (sam nadaje sobie zresztą podobny przydomek), który nie bierze otaczającej go nowej rzeczywistości za obiektywną, równouprawnioną prawdę, lecz podważa jej realizm - stawiając hipotezę, iż to czego doświadcza może stanowić tylko złudzenie jego "wstrząśniętego" przez okoliczności umysłu, a więc fikcję (co wybitnie kojarzy Mi się z fenomenami NDE, OoBE oraz LD - z których obiektywnym realizmem trudno pogodzić się części naukowcom). Stąd też Thomas początkowo rezygnuje z odpowiedzialności za swe czyny, z drugiej strony jednak próbuje weryfikować, czy aby na pewno ma do czynienia z czymś nieprawdziwym. Zaiste, intrygujące.

Wygląda na to, iż koncept Stephena R. Donaldsona stanowi odmienne podejście do często i chętnie eksploatowanego w literaturze fantasy motywu: w którym główny, sympatyczny zwykle bohater doświadcza przygód w jakiejś magicznej krainie. Jeśli przypomnimy Sobie postacie takie jak wspomniane wcześniej Dorotkę i Alicję, ale i Bastiana z "Niekończącej się historii", czy nawet Harrego Pottera - żadna z nich nie miała raczej problemu z przyjęciem do wiadomości istnienia alternatywnej krainy (podobnie z aklimatyzacją). Alicja wydaje się czuć w Krainie Czarów jak ryba w wodzie, sama "rzucając jej wyzwanie" i wiodąc prym, miast czuć się zagubioną. Dorotkę zapamiętałem jako skoncentrowaną na usilnym pragnieniu powrotu do domu, przesłaniającym jej "uroki zwiedzania". Harry Potter oraz Bastian również możliwie szybko adaptują się do "nowej sytuacji", angażując w wir przygód - a Piotr, Edmund, Zuzanna i Łucja zostają w którymś momencie wręcz władcami Narnii (!).

Zwróćmy również uwagę, iż wszystkie te postacie są generalnie atrakcyjnie wymodelowane - tj. w taki sposób, iż możemy stosunkowo łatwo się z nimi identyfikować, czy choćby tylko uznać za sympatyczne. Trudno nie patrzeć w taki sposób na wigor oraz nieskrępowaną i czystą ciekawość Alicji, jeszcze trudniej nie sympatyzować z Harry'ym, dla którego Hogwart wydaje się początkowo przede wszystkim wybawieniem od - delikatnie mówiąc - nieatrakcyjnego życia w dotychczasowym "realu". O Thomasie Covenant natomiast wiemy już, iż jest co najmniej sceptyczny... jest to jednak opis delikatny, gdyż jego charakter opisywany jest znacznie wyraźniejszymi określeniami: jako "cyniczny" i "zgorzkniały" ;) . Dodajmy do tego fakt, iż autor nie stara się czynić zeń modelowego przedstawiciela do utożsamiania się - skazując swą postać na poważną i bardzo niesympatyczną chorobę, jaką jest trąd. Wszystko to zdecydowanie "budzi z przyzwyczajeń" - i zastanawia... czuć, iż autorowi zdecydowanie przyświecał cel głębszy, niż samo tylko szokowanie, stanowiące "sztukę dla sztuki".

 

Apetyt na tą książkę (a właściwie wielotomową serię, którą ta trylogia otwiera) ugruntowuje zawarta w katedralnej recenzji puenta: "Tę pozycję, jedną z najciekawszych w fantasy, polecam - zdecydowanie polecam - raczej czytelnikom dojrzałym, nawykłym do szukania w książkach czegoś więcej niż szybka akcja".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz